To był dla mnie szok. Nigdy wcześniej nie zdradziłam Maćka i na pewno nie zrobiłabym tego świadomie ,,Bylam pijana i zdradzilam meza na jego imprezie firmowej.
. Iza w ciągu kilku dni spała z dwoma chłopakami. Teraz jest w ciąży, ale nie wie z kim. Fot. iStock Kiedy w jednej z warszawskich kawiarni spotykam się z Izą (imię na potrzeby artykułu zmienione), bezwiednie trzyma się za brzuch. Co chwilę go głaszcze i od czasu do czasu lekko się uśmiecha. Rodzi w lutym. Wie dokładnie, jakie imię będzie nosił jej synek i w co ubierze go, gdy po porodzie wrócą do domu. Mieszkanie jest przygotowane na nowego lokatora. I pewnie byłaby to zwykła historia o mamie oczekującej swojego pierwszego dziecka, gdyby nie jeden mały szczegół. Iza nie ma pojęcia, z kim jest w ciąży. W odstępie kilku dni spała z dwoma chłopakami i potencjalnie każdy z nich może być ojcem. Jak do tego doszło i co dziewczyna zamierza w tej sytuacji zrobić? Przeczytajcie. Fot. iStock - Trochę się obawiałam tego spotkania. Oprócz ciebie, prawdę zna tylko moja najlepsza przyjaciółka. Rodzina i mój narzeczony sądzą, że to on jest ojcem mojego dziecka. Ale ja nie mam co do tego pewności. Nie mam pojęcia, czy zaszłam w ciążę z nim, czy z zupełnie innym facetem – a niestety taka ewentualność istnieje. Nigdy nie przypuszczałam, że mnie to spotka, bo to trochę historia jak z filmu. Pochodzę z dobrego domu i rodzice nigdy nie musieli się za mnie wstydzić. Bez problemu zdałam maturę i dostałam się na dobre studia. Do tej pory moje życie układało się wręcz wzorcowo. Zawiodłabym wiele osób, gdyby teraz dowiedzieli się o mnie prawdy. Już sobie wyobrażam przerażoną minę mamy, gdybym wyznała jej swój sekret. „Nasza Izunia nie wie, z kim jest w ciąży…”. To okropne, że nie mogę już cofnąć czasu. Fot. iStock - Mojego obecnego chłopaka poznałam przez aplikację randkową. Traktowałam to najpierw jako żart. Do założenia konta namówiła mnie zresztą moja przyjaciółka. Zaśmiewałyśmy się, przeglądając profile potencjalnych kandydatów, aż wreszcie natrafiłam na Kacpra. Spodobał mi się, zaczęliśmy rozmawiać i umówiliśmy się na randkę. Totalny strzał w dziesiątkę, zaiskrzyło od razu. Przez pierwsze dwa lata układało się między nami bardzo dobrze. Potem stwierdziliśmy, że pora razem zamieszkać i wtedy zaczęły się problemy. Kłóciliśmy się o drobnostki typu kto ma wynieść śmieci albo umyć zalegające w zlewie kubki. Niby głupoty, a kończyło się awanturami i cichymi dniami. W pewnym momencie było między nami tak źle, że on trzasnął drzwiami i wyszedł, a ja zadzwoniłam do przyjaciółki, która wpadła na pomysł, że zabiera mnie na całonocną imprezę. Fot. iStock - Najpierw beczałam do słuchawki i mówiłam, że nie mam ochoty nigdzie wychodzić, a potem doszłam do wniosku, że to jednak bardzo dobry pomysł. Kacper wróci do mieszkania, a mnie w nim nie będzie. Wrócę nad ranem, a on niech się o mnie martwi. Wtedy brzmiało to dla mnie sensownie. Ubrałam więc seksowną sukienkę, szpilki i pojechałam do przyjaciółki. U niej w domu mocno się upiłyśmy. Wlałyśmy w siebie dwie butelki wina, a potem poszłyśmy do klubu. Już przy barze zaczepił mnie jakiś nieznajomy chłopak. Zapytał, czy postawić mi drinka, ale odmówiłam i wyciągnęłam przyjaciółkę na parkiet. Miałam ochotę wytańczyć z siebie wszystkie złe emocje. Bawiłam się świetnie i praktycznie zapomniałam o istnieniu Kacpra i naszej awanturze. Nieznajomy z baru postanowił zagadać do mnie kolejny raz. Tym razem przyprowadził na parkiet kumpla, z którym zaczęła tańczyć moja przyjaciółka. W końcu uległam i zgodziłam się z nim pobawić. Fot. iStock - Tańczyliśmy, gadaliśmy i piliśmy drinki we czwórkę do trzeciej nad ranem. Było naprawdę wesoło, a ja czułam, że wpadłam w oko R. Obiektywnie mówiąc był przystojny i zaczęło mi pochlebiać, że taki facet mnie podrywa. Na fali ogólnej wesołości stwierdziliśmy, że zamawiamy taksówkę i przenosimy imprezę do mieszkania mojej przyjaciółki. Na miejscu kolega R. wpadł na pomysł, żebyśmy zagrali w butelkę. W pierwszej turze wypadło na mnie i moją przyjaciółkę, ale obie nie chciałyśmy dać sobie buziaka, bo jesteśmy dla siebie jak siostry. W drugiej turze butelka wskazała mnie i R. Bez namysłu zaczęliśmy się całować. Najpierw delikatnie i nieśmiało, a potem coraz ostrzej. Byłam pijana, więc nie czułam, że robię coś złego. Wtedy wydawało mi się to świetną zabawą. Kolega R. zabrał Kaśkę do pokoju obok, a ja i R. zostaliśmy sami. Kontynuowaliśmy pocałunki, ale przenieśliśmy się na łóżko. No i stało się. Uprawialiśmy seks bez zabezpieczenia, bo niby skąd mieliśmy wziąć gumki o tej porze. Fot. iStock - Nad ranem dotarło do mnie, co zrobiłam. R. koniecznie chciał mój numer telefonu, ale powiedziałam mu, że nie chcę go zwodzić i oszukiwać i że więcej się nie spotkamy. Stwierdził „jak chcesz” i wyszedł. Jego kumpel i moja przyjaciółka wymienili się z kolei numerami, choć tej nocy do niczego między nimi nie doszło. Chyba naprawdę wpadli sobie wtedy w oko. Od razu powiedziałam Kaśce, co zrobiłam pod wpływem alkoholu. Razem ustaliłyśmy, że o niczym nie powiem Kacprowi. Jeśli dalej będzie między nami źle, po prostu z nim zerwę i on nigdy nie dowie się o mojej zdradzie. Wróciłam do domu z potężnym kacem, nie tylko alkoholowym, ale przede wszystkim moralnym. Nastawiłam się, że czeka mnie kolejna awantura, ale Kacper zaczął mnie przytulać, całować, przepraszać. Mówił, że bardzo się o mnie martwił. Kupił mi nawet bukiet kwiatów. Powiedziałam mu, że byłam na imprezie z Kaśką, ale nie wyznałam, co na niej zaszło. Ponieważ byłam zmęczona i skacowana, położyłam się do łóżka i zasnęłam. Fot. iStock - Spałam cały dzień, a Kacper chodził wokół mnie na paluszkach. Kiedy się obudziłam, czekały już na mnie ciepły posiłek i gorąca herbata. Czułam się o wiele lepiej, więc mój chłopak przyszedł do mnie do łóżka, zaczął się do mnie przytulać i mnie całować. Zaczęliśmy się kochać na zgodę. Było nam tak dobrze, jak nigdy przedtem. Zwykle uprawialiśmy stosunek przerywany i teraz było podobnie. Do tej pory refleks Kacpra nie zawodził, ale nie wiem, jak było tym razem. Stwierdził, że wyszedł ze mnie na czas… a kilka tygodni później okazało się, że jestem w ciąży. Czy z nim? Nie wiem. Kiedy dowiedział się o tym, że spodziewam się dziecka, skakał z radości. Od razu poprosił mnie o rękę i zaczął planować naszą wspólną przyszłość. Moi rodzice też byli zachwyceni, że zostaną dziadkami. Żadne z nich nie ma pojęcia, że dziecko może nie być jego. Fot. iStock - Moja przyjaciółka doradziła mi, żebym zrobiła badanie na ojcostwo po porodzie. Jeśli okaże się, że ojcem jest jednak R., zdobędzie dla mnie jego numer telefonu od jego kumpla i powiem mu prawdę, gdy uznam to za słuszne. Jeżeli natomiast jestem w ciąży z Kacprem, nikt nie musi o niczym wiedzieć. Problem rozwiąże się sam. Może to i dobry pomysł, ale zżerają mnie wyrzuty sumienia. Powinnam im obu wyznać prawdę. Tylko co wtedy? Kacper mnie zostawi, a R. może już dawno jest w związku z kimś innym i zupełnie o mnie zapomniał… No i moi rodzice by tego nie zrozumieli. Nie wiem, komu urodzę syna. Chciałabym, żeby jego tatą był Kacper, ale nie mam pewności. Jak ja mogłam być tak nieodpowiedzialna… No cóż. Za błędy trzeba słono płacić. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
47-latce przeszkadzało szczekanie psa W środę, 14 lipca 2021 r., policjanci interweniowali w sprawie psa, którego potraktowano w bestialski sposób. Zwierzę zostało wyrzucone przez okno z drugiego piętra. Pijana właścicielka chciała w ten sposób pozbyć się czworonoga. W rozmowie z policjantami tłumaczyła, że przeszkadzało jej szczekanie psa. Zobacz też: Wyrok dla kierowcy, który przeleciał samochodem nad rondem w RąbieniuDo pięciu lat więzienia za znęcanie się nad psem Weterynarze zajęli się psem, a policja zatrzymała nieodpowiedzialną kobietę. Mundurowi wystąpili z wnioskiem o objęcie jej dozorem policyjnym. Grozi jej kara nawet do 5 lat więzienia za znęcanie się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Zobacz też: Sprawa 3-letniej Hani z Kłodzka. Zarzuty dla kurator sądowejTo nie pierwsza tego typu historiaZ podobnymi przejawami okrucieństwa wobec zwierząt mamy niestety coraz częściej do czynienia. W listopadzie 2020 r. w Białymstoku także doszło do podobnego incydentu. Pies został wtedy wyrzucony przez okno 8. piętra, co zakończyła się śmiercią czworonoga. W tamtym przypadku zwierzę wskoczyło na stół kuchenny stojący przy oknie. Zirytowało to partnera właścicielki psa, który chwycił zwierzę i wyrzucił je przez okno. Sprawca tego czynu, podobnie jak w przypadku 47-latki z Bytomia, także był utworzenia: 18 lipca 2021, 14:14Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie znajdziecie tutaj.
polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. I was drunkI got drunk I was really drunk Mówiłam jej: nigdy w życiu nie byłam pijana. I told her: I've never been drunk in my life. nigdy w życiu nie byłam pijana. Byłam pijana na weselu i powiedziałam wszystkim... I was drunk at the wedding, and I told everybody... Byłam pijana, kiedy to pisałam. Byłam pijana i siedziałam w jego samochodzie. "Byłam pijana i przespałam się z księciem." Byłam pijana i przywaliłam czołowo w jego ciężarówkę, przy 60 km/h. I was drunk, and I swerved into his truck head-on, going 40 miles an hour. Byłam pijana, spadł mi telefon i zasnęłam na łodzi. I was drunk, dropped my mobile and fell asleep on a boat. Byłam pijana a on miał takie małe miękkawe ręce. Byłam pijana, a nie piłam nawet szampana. I was drunk, and I didn't have a glass of champagne. Byłam pijana, samotna i nienawidziłam Zacka. Byłam pijana, kiedy się pocięłam. Byłam pijana, a ty jesteś ładna. Byłam pijana, a Jasper pomyślał, że będzie zabawnie, jeśli włożę strój wiedźmy. I mean, I was drunk, and Jasper thought it'd be funny if I put on her witch costume. Byłam pijana, ktoś dał mi ekstazy i... I was drunk, and someone gave me MDMA, and... Byłam pijana, ale nie miałam halucynacji. Byłam pijana i to była pomyłka. Byłam pijana, więc nie jestem... Byłam pijana i spadłam, kiedy próbowałam się wspiąć. I was drunk and I fell while I was climbing down. Ok. Byłam pijana i chciałam, żeby się rozlunił. Well, I was drunk and I was trying to relax Graham. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 130. Pasujących: 130. Czas odpowiedzi: 135 ms. Documents Rozwiązania dla firm Koniugacja Synonimy Korektor Informacje o nas i pomoc Wykaz słów: 1-300, 301-600, 601-900Wykaz zwrotów: 1-400, 401-800, 801-1200Wykaz wyrażeń: 1-400, 401-800, 801-1200
Na podstawie własnych doświadczeń. ----------------------------------------------------------------- I. Kiedy miałem siedem lat, w moim życiu pojawił się Bus. Wielki mieszaniec, wesoły, żywotny, wspaniały. Bez kręcenia nosem chodziłem z nim na spacer. Szczotkowanie jego wiecznie skołtunionej, rudawej sierści sprawiało mi czystą przyjemność. Mając do wyboru spotkania z kolegami, a zajęcie się Busem, najczęściej wybierałem Busa. Widziałem, że moich rodziców nieco to martwi – nie chcieli, bym został odludkiem. Mieszkaliśmy w odosobnionym domku w górach, rzadko kiedy ktoś nas odwiedzał. Siostra też trochę marudziła. - Jeśli będziesz tak traktował tych paru kumpli, jakich posiadasz, w końcu ockniesz się bez nich – ostrzegała. W tym roku kończyła trzynaście lat i w moich dziecięcych oczach była prawie dorosła. Miałem w niej przyjaciela, jakiego moi nieliczni towarzysze zabaw nigdy nie mieli w swoim rodzeństwie. Dlatego poważnie przemyślałem jej radę. Usiadłem przy Busie, głaszcząc jego puszysty łeb. Powoli tłumaczyłem mu, jak bardzo jest dla mnie ważny, ale muszę poświęcić też trochę czasu swojemu życiu. Jego złote oczy patrzyły na mnie z powagą; wiedziałem, że mnie zrozumiał. Siostra, widząc, jak następnego dnia wychodzę pograć w nogę z dwójką kolegów, uśmiechnęła się z aprobatą. Obiecała otoczyć Busa opieką na czas mojej nieobecności. Gdy w progu odwróciłem głowę, by rzucić im ostatnie spojrzenie, widziałem ją przytuloną do psa, szepczącą coś prosto do jego włochatego ucha. Bus słuchał uważnie, a ona popatrzyła na mnie i puściła mi oczko. Opuściłem dom z przekonaniem, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku. I faktycznie było. II. Jak to z dużymi psami bywa, nie żyją zbyt długo, niestety... Bus wkraczał w jedenasty rok życia, gdy kończyłem liceum. Lata z nim wspominam jako najszczęśliwsze w moim życiu. Jego niezmącona pogoda ducha dodawała mi sił, kiedy coś szło nie tak. Potrafił być wesoły jak szczeniak nawet podczas tych kilku rekonwalescencji... No właśnie. Wtedy nie zastanawiałem się nad tym głębiej, ale teraz myślę, że parę incydentów było dziwnych. Moi rodzice nigdy nie przywiązywali zbytnio uwagi do Busa, za co miałem do nich ogromny żal; chyba spychali odpowiedzialność za psa na mnie i siostrę, no bo skoro tak bardzo chcieliśmy zwierzaka... Jednak długo nie mogłem im wybaczyć całkowity brak zainteresowania ciężko rannym Busem – a nie był to jednorazowy przypadek, a trzy zdarzenia. Pierwszy raz znaleźliśmy Busa z ranami na grzbiecie dzień po mojej grypie. Miałem dziesięć lat. Leżałem wtedy dwa tygodnie z potężną gorączką, majaczyłem i wylewałem z siebie litry potu. Zmartwiona siostra siedziała przy mnie na zmianę z mamą. Tata dołączał do nich zaraz po powrocie z pracy. Nocami mama przysypiała na fotelu niedaleko mojego łóżka, a siostra wciąż trwała na posterunku. Rankiem miała sine kręgi pod oczami, ale nie ustawała w przecieraniu mi czoła, podawaniu wody czy po prostu trzymaniu mnie za rękę. Rodzice słowem nie skomentowali jej nieobecności w szkole – chyba docenili, jak bardzo się dla mnie poświęcała. Ostatniej nocy mojej choroby gorączka osiągnęła stan krytyczny; z powodu ulewy pogotowie nie mogło do nas dojechać – błoto i stromy podjazd do naszego domku uczyniło górską drogę trasą nie do przebycia. Siostra opowiadała, że tata wisiał na telefonie, próbując zorganizować helikopter, mama wykłócała się z dyspozytorem pogotowia, a ona po prostu siedziała przy mnie i odmawiała modlitwy, bo już nie wiedziała, co może zrobić. Pamiętam – otworzyłem na moment oczy tej nocy. Słyszałem głosy w tle, które mój otępiały umysł przekształcał w niezrozumiały bełkot, przypominający spowolnioną, zepsutą taśmę. Widziałem też moją siostrę: szeroko otwarte oczy, wpatrzone w przestrzeń, ręce splecione tak, że aż zbielały jej kłykcie, pot kapiący z jej rudej grzywki. I mamrotane pod nosem z niewiarygodną szybkością słowa. Analizując ten widok, za bardzo na modlitwę mi to nie wyglądało. Następnego dnia poczułem się lepiej. Gorączka spadła. Pogoda uległa poprawie. Pogotowie dotarło. Ustalono, że nie ma konieczności zabierania mnie do szpitala. Uparłem się, by wyjść do Busa. Siostra początkowo nie chciała o tym słyszeć; w końcu uległa, opatuliła mnie w cztery swetry, dwie pary skarpet, czapkę i szalik. Wyszliśmy na ganek. Bus leżał na deskach, ciężko dysząc. Z ran na jego grzbiecie wypływała krew. Na szczęście obrażenia psa okazały się powierzchowne. Tata odmówił wezwania weterynarza; nie mogłem zrozumieć, dlaczego. Opatrzyliśmy Busa z siostrą na własną rękę. Wyglądał, jakby coś go pokąsało. Wilki? W tych okolicach to niemożliwe. Z lisami poradziłby sobie bez problemów, był kilka razy od nich większy. Inne psy? Nigdy nie widzieliśmy bezpańskich zwierząt w pobliżu naszego domu. Sprawa pozostała zagadką. III. Kolejne incydenty z rannym Busem zawsze miały miejsce w sytuacjach dla mojej rodziny kryzysowych – drugi, gdy moja mama chorowała na raka (wtedy Bus został poważnie ranny, a tata dalej odmawiał wezwania weterynarza – nigdy mu tego nie wybaczyłem), a trzeci, gdy w mojej pierwszej, wakacyjnej pracy zostałem oskarżony o kradzież (mniej poważne obrażenia). Bus odszedł dzień po zdanym przeze mnie egzaminie na studia. Odszedł dosłownie – po prostu zniknął z ganku. Wołałem, szukałem dookoła domu i w lesie – bezskutecznie. - Wiesz, stare słonie, gdy czują, że śmierć się zbliża, oddalają się w jakieś ustronne miejsce, by tam umrzeć – powiedziała siostra, a ja zrozpaczony waliłem pięścią w mur, nie wiedząc już, co robić. - Pewnie Bus postąpił podobnie... chciał ci oszczędzić tego widoku. Potem przytuliła mnie i wyszeptała w moje ramię coś niezrozumiałego: - Wybacz. Rozdwojenie...Brakło mi już sił... Nie pozostało mi nic innego, jak przyjąć jej wytłumaczenie do wiadomości, przynajmniej pozornie. Wyjechałem kontynuować naukę do miasta, gdzie mieszkała i pracowała już pewien czas moja siostra; jednak za każdym razem, gdy wracałem do domu, wybierałem się na długi spacer po lesie, z niknącą nadzieją, że może napotkam cudem miejsce doczesnego spoczynku Busa. Nigdy nie dopisało mi szczęście. Siostra pomogła wynająć w mieście przytulne mieszkanko na parterze odludnego domku – wiedziała, że po dwudziestu latach, spędzonych w górskim odosobnieniu ciężko mi będzie przestawić się na dzielenie lokum ze współlokatorami. Jedyne, co mi przeszkadzało, to walczące od czasu do czasu tuż pod moimi drzwiami psy; zdarzało się to raz, dwa razy w miesiącu, zwykle, gdy byłem chory lub biedziłem się nad jakimś życiowym problemem. Taka złośliwość losu. Poinformowana o tym siostra zbyła mnie, mówiąc, że w mieście, niestety, pełno jest bezpańskich psów. To smutne, ale nie można zbyt wiele na to poradzić. Martwiłem się o nią. Coraz gorzej wyglądała – schudła, zbladła, często miała poranione ręce. Gdy pytałem o powód, wzruszała ramionami: - Taka specyfika pracy – i ucinała temat. Teraz zastanawiam się, dlaczego nigdy nie spytałem, gdzie właściwie jest zatrudniona... VI. Trzy miesiące temu hałas za drzwiami przypominał regularną wojnę w dżungli. Przerażony nie na żarty, postanowiłem kupić dobrą kamerę przemysłową. Zamontowałem ją tego samego dnia po zakupie. Zainstalowałem potrzebne oprogramowanie, by móc obserwować, co tam się, do diabła, wyprawia. Rozpocząłem też poszukiwania innego lokum – już wolę współlokatorów, a nie hordę z piekła rodem za drzwiami. W tamtym okresie moje życie zaczęło zmierzać ku równi pochyłej: studia okazały się trudniejsze, niż sądziłem, dziewczyna, której oddałem serce i sporą część gotówki, ulotniła się z obiema rzeczami; na dodatek wykryto u mnie paskudą chorobę dziedziczną, która osłabiała mnie dzień po dniu. Walki na zewnątrz ustały na chwilę – zamiast tego dzień w dzień słyszałem powolne skrobanie, jakby psy ostrożnie badały, jak wytrzymałe jest drewno, z którego zrobione są moje drzwi. Doprowadzało mnie to do szału i paranoi jednocześnie – bałem się nadejścia nocy, bałem się, że w końcu wejdą do domu. Nie mogłem złapać mojej siostry; nie odpowiadała na zostawione przeze mnie wiadomości. Chciałem, by mnie pocieszyła, by była przy mnie, jak w dzieciństwie. Samotność otaczała mnie gęstym kokonem. W końcu przyszła, jeszcze chudsza i bledsza niż ostatnio. Przeraziłem się. - Byłam chora – uspokajająco pogładziła mnie po policzku. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Gdy wymieniliśmy uściski na pożegnanie, zauważyłem bandaż, wystający spod swetra. Miała nim owinięty chyba cały tors! Zniknęła, nim zdążyłem ją o to spytać. Tego wieczoru horda wróciła. V. Usłyszałem warkot, głęboki jak trzęsienie ziemi. Rzuciłem się sprawdzić, czy drzwi na pewno są zamknięte; potem uruchomiłem laptop i podgląd z kamery. To, co zobaczyłem.... Od strony zacienionego ogrodu skradało się ku domowi zwierzę. Nie pies, nie wilk, nie lis. Było olbrzymie, pokryte skołtunionym futrem; grzbiet miało usiany licznymi starymi i świeżymi ranami. Płonęły mu oczy, z potężnej paszczy kapała czarna ślina. Ten widok, choć przerażający, jeszcze bym zniósł. Mowę odebrało mi co innego. Na ganku stała moja siostra. Naga, z bandażem oplatającym tors i biodra. Dopiero teraz dostrzegłem, jak wiele blizn pokrywa jej ciało. Jak bardzo jest chuda. Patrzyła na poczwarę, odpowiadając jej równie głębokim, ostrzegawczym warknięciem. Potem opadła na kolana. Jej rude włosy okryły ją od stóp do głów. Twarz wydłużyła się w pysk, który natychmiast ukazał rząd potężnych zębów. Zamiast kończyn miała łapy – silne i mocne, chociaż wychudzone. Miałem przed oczami Busa. Zmartwiały obserwowałem jej/jego poczynania. Potwór rzucił się w stronę drzwi. Moja siostra w ciele Busa odbiła go; potoczyli się po trawie. Bus wczepił się przeciwnikowi w gardło; maszkara zawyła przenikliwie i machnęła łapą. Bus uderzył w ścianę domu. Po chwili wstał na chwiejnych łapach, potrząsnął głową; przyjął pozycję obronną. Poczwara chodziła powoli to w jedną, to w drugą, jakby z namysłem. Bus/moja siostra zadał mu poważną ranę, ale bestia widziała, jak bardzo mój strażnik jest słaby. Postanowiła wziąć go na przeczekanie. Bus nie zamierzał bezczynnie czekać na śmierć. Gdy tylko potwór wykonywał zwrot, by znowu odbyć rundkę, przez co na sekundę stracił strażnika z oczu – jednym skokiem znalazł się na kosmatym karku. Bestia wrzeszczała, machając łapami; ostre pazury wyrywały kawały ciała z grzbietu Busa, ale ten uparcie trzymał kark przeciwnika, zaciskając potężne szczęki coraz mocniej. Wreszcie kręgosłup trzasnął jak zeschła gałązka. Potwór sapnął i runął na ziemię. Bus/moja siostra puścił ofiarę. Obficie krwawiąc, dowlókł się powoli do ganku, gdzie stał chwilę na drżących łapach. Potem, nieprzytomny, opadł na deski. To wytrąciło mnie z letargu. Na miękkich nogach dopadłem drzwi, trzęsącymi się dłońmi odblokowywałem zamki. Gdy wypadłem na zewnątrz, niczego tam nie było. Żadnych psów. Żadnych potworów. Tylko plama krwi na ganku. Do rana i ona zniknęła. VI. Nie spałem całą noc, by upewnić się, że wszystko nie było jedynie snem. Z tego zdarzenia na nagraniu pozostał mi jedynie śnieg – oczywiście, jakżeżby inaczej – za wyjątkiem pierwszych czystych trzech sekund, gdzie na ganku miga cień mojej siostry. Obroniła mnie. Pomogła. Czy żyje..? Co się właściwie stało?! Gdy ranek rozgościł się w moim mieszkaniu, chwyciłem za telefon. Chciałem do niej zadzwonić. Dopiero wtedy uważnie przyjrzałem się wybieranemu numerowi. Dziewięć zer. Zadzwoniłem do rodziców. Nie chciałem na razie im nic mówić o zajściu - zresztą, jeśli nawet, to jakbym to ujął? Próbując nadać głosowi w miarę naturalne brzmienie, zapytałem o numer do siostry. Chyba go skasowałem, a chciałem porozmawiać z nią o Busie... Matka odparła poirytowana: - Synu, myślę, że najwyższy czas skończyć z tymi bzdurami. Myśleliśmy, że już dawno z tego wyrosłeś i nie trzeba ci będzie pomagać. Albo się ogarniesz, albo terapeuta. - Mamo, o co...? - Dziecko – nigdy nie miałeś ani psa, ani siostry!
Telefon marki Sony Ericsson uwiecznił jak Gosia robi to ustami. To ona włączyła nagrywanie w komórce ustawionej na szafce koło lodówki. Chciała, żeby tato już więcej jej nie zmuszał. Miała łatwiej, bo kiedy przed laty zaczął dobierać się do jej starszej siostry Marty, takich telefonów jeszcze nie każdej córki podchodził inaczej, indywidualnie. Niby obie brał na zakupy, niby na obie krzyczał, gdy nie chciały jechać, niby obie wywoził w pole… Ale Marta musiała robić mu to ustami z miejsca pasażera, Gosi zaś kazał siadać na miejscu kierowcy, wychodził z auta i przez otwartą szybę kazał jej robić to ustami. No i z Martą w samochodzie czasem uprawiał też seks w pełniejszym sensie tego słowa. Z Gosią to, żeby nie próbował z Gosią tak jak z mamą. Próbował, ale nie wychodziło, nie mogła, bolało ją. Kazał jej, dziesięcioletniej, przychodzić w nocy podglądać, jak to robi z mamą, żeby się uczyło dziecko. Przynajmniej wtedy, kiedy mama była, ale często jej nie było. Za miłościMama spędzała na saksach czasem dwa, a czasem sześć miesięcy w roku. Ciężko pracowała i utrzymywała rodzinę. Tato chyba bardzo nie tęsknił, bo miał wtedy córki dla siebie. Tęskniło jego ciało, tłumaczył Gosi, że musi to z nią robić, bo „baby mu się chce”. Kiedy córka mówiła mu, że to powinno się robić z miłości, zgadzał się. „Kocham Cię córeczko i ty mnie kochasz – robimy to z miłości.”Mama, choć o niczym nie wiedziała, była gwarantem tajemnicy. Kiedy tato zaczął wykorzystywać Martę, a Marta zaczęła się stawiać, zagroził, że zastrzeli mamę. Ten argument podziałał, więc po latach zastosował go wobec Gosi. Wszyscy w domu wiedzieli, że tato ma gdzieś schowany pistolet i karabin. Mógł zastrzelić nie był agresywny, nie bił, ale bały się go. Bardzo się go Sony Ericsson Gosi nagrywał ją z tatą, mama była za granicą. Nie mógł więc nic jej zrobić. Przyjechała po SMS-ie od córki, z którego dowiedziała się o wszystkim. Dzień wcześniej przyszli po tatę. Wieczorem, akurat spał. A spał, bo plany zabicia go siekierą snute przez brata dziewczyn udało się udaremnić. Ten pomysł z siekierą to też wina filmu, który brat małżeństwoGdy czyta się akta sprawy taty, pierwsza myśl przychodząca do głowy brzmi: „chory człowiek”. Albo pierwsza myśl jest wulgarnym synonimem takiego określenia. Błąd, tato nie był chory. Nie był wcześniej leczony psychiatrycznie, neurologicznie ani odwykowo. Po aresztowaniu nie stwierdzono u niego choroby psychicznej ani upośledzenia przyznał się, twierdził, że dzieci go oskarżają, bo goni je do nauki i pracy. Film z komórki pierwszy raz obejrzał w sali sądowej. Trudno było zaprzeczać, że on to on. Stwierdził, że to z Gosią było tylko raz, a molestowania Marty wypierał się do małżeństwo określał jako udane. Jednak kiedy pierwszy raz żona wyjechała za granicę, wytrzymał dwa tygodnie. Kiedy Marta uśpiła rodzeństwo, zawołał ją do pokoju. Leżał pod kołdrą nago. Kazał córce dotykać swojego penisa. Do skutku. Nie chciała i płakała, ale ojciec powiedział jej, że ją kocha i ona musi to robić, bo jest jego córką. Miała osiem trzech, czterech dniach scenariusz się powtórzył i tak było aż do powrotu mamy po dwóch wymyślił te wycieczki na zakupy z przystankiem na polnej drodze. W domu, przynajmniej wtedy, nie miał odwagi. Przy następnym wyjeździe matki przyszedł do córki do pokoju i ją zgwałcił. Był pierwszym mężczyzną w jej życiu. Miał potrzeby, co tydzień stosunek, kilka razy w tygodniu stoleSytuacja skomplikowała się, gdy Marta z chłopakiem wyprowadziła się z domu. Ale i na to znalazł sposób. Wyjeżdżał wcześniej do roboty i odwiedzał córkę, kiedy jej chłopak już był w pracy. Po roku okazało się, że młodzi nie są w stanie samodzielnie się utrzymać. Zamieszkali znowu w rodzinnym domu Marty. Zamieszkali z nie przeszkadzała nawet ciąża Marty. Z pełnego stosunku rezygnował jednak, gdy była wysoko w ciąży. Ale i tak kazał jej połykać nasienie. Po wszystkim kazał jej otwierać usta i zrozumiała, że to jest bardzo złe mniej więcej w trzeciej klasie podstawówki. Pewnego dnia zabrał ją ze sobą do pracy, zanim przyszli tam jego koledzy. Położył ją na stole, przy którym pracownicy jedli posiłki. Nie udało mu się w nią wejść. Musiała mu ulżyć inaczej. „W tym czasie musiałam średnio obciągać ojcu dwa lub trzy razy w tygodniu” – zeznawała Gosia. W tym samym czasie wciąż nie dawał spokoju był raczej szanowany i lubiany. Nikt wokół się nie domyślał. Brat dziewczyn, mama, sąsiedzi, rodzina. Nikt by się po nim nie spodziewał. Tak naprawdę niektórych przekonał dopiero ten filmik z nie rozmawiały ze sobą o tym, co robi im tato. Marta nie od razu powiedziała prawdę. Mężowi przyznała się dopiero kilka dni po aresztowaniu ojca. Wcześniej bała się, że ją lat Sony Ericsson to była dobra komórka. Nawet tato wiedział, że robi dobre zdjęcia. Nie wiedział, że pozwala również na filmowanie. Telefon miał również bluetooth, który pozwolił na szybkie skopiowanie filmu na komórkę brata. W sumie to się Gosi z tą komórką udało i są skutki. Tato ma wyrok do 2024. Sąd zastrzegł, że nie może wyjść warunkowo po połowie kary, a dopiero po 2022 roku. W jakim stanie wyjdzie, nie wiadomo. Nie ma jeszcze 60 lat, ale ludzie mówią, że tacy jak on nie mają lekko za kratami. Już w areszcie przed procesem próbował się nie uznał za okoliczność łagodzącą tego, że tato od 1997 roku, przez pierwsze sześć lat wykorzystywania Marty (starszej siostry Gosi) nie wykorzystywał jej… w pełni. Zmuszał do seksu, ale jedynie do oralnego. Zmuszał do połykania swojego nasienia, ale tylko czasami. Wiele zależało od jego w areszcie przed procesem tato zrobił sobie pętlę z prześcieradła i bezskutecznie zakładał ją sobie na szyję, powiedział strażnikom, że był załamany psychicznie przez brak kontaktu z bliskimi. I nie powinno się wątpić w te słowa. Powinno się tylko rozumieć słowo kontakt tak, jak on je rozumiał. A to opisuje prawdziwą historię pedofila z powiatu bolesławieckiego. Wszystkie fakty pochodzą z akt procesu sądowego. Imiona bohaterów zostały zmienione.
byłam pijana a on mnie przeleciał